Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 31.djvu/12

Ta strona została skorygowana.
—   862   —

czy jesteś pewny swojego strzału?
— Nigdy nie chybiam.
— Masz mi oddać dwa celne strzały: do Zorskiego i Hiszpana.
— Dobrze, ale kiedy i gdzie?
— Znasz stary złom wapienny za górą. Tam mam jutro o godzinie piątej pojedynek.
— Caramba! Chcesz się pan dać zamordować?
— Bez twojej pomocy może się to łatwo stać. Ja i Pardero wyzwaliśmy Polaka, a Mariano jest jego sekundantem. Ten Zorski będzie z dwoma walczył, ale on ma tysiąc diabłów za sórą. Trzeba go się strzec. Musisz go unieszkodliwić, jeszcze przed rozpoczęciem pojedynku.
— Chętnie, sennor. Piekło ich pochłonie. Dokąd mam się udać?
— Przed godziną piątą ukryjesz się w pobliżu gór. Jest tam masa drzew i krzewów.
— Dobrze.
— Wyzwałem go na pałasze, gdy tylko stanie naprzeciw mnie natychmiast go zastrzelisz. Druga kula musi trafić Hiszpana. Zapłata jutro tutaj o północy. Teraz już wszystko wiesz, spodziewam się, że mogę na tobie polegać. Dobranoc!
— Dobranoc! Sennor może być pewny, moje kule nie zawiodą.
Rotmistrz, odszedł. Meksykanin zarzucił strzelbę na ramię, ugryzł parę razy pieczeń i zaczął się wspinać na górę.
Zorski szybko wyskoczył ze swego ukrycia i stanął w miejscu, gdzie musiał zjawić się rabuś po