Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 31.djvu/19

Ta strona została skorygowana.
—   869   —

— Człowieku, jesteś diabłem, ale strzeż się mej zemsty!
Pardero był blady i patrzył wystraszonym wzrokiem na sekundantów.
Zbadano dokładnie oba pistolety i nabito je, potem podano w kapeluszu do wyboru. Ustawili się naprzeciw, siebie w odległości trzech kroków. Porucznik stanął na boku, Mariano za Zorskim.
Kapitan stał opodal, trzymając rękę w prowizorycznym temblaku, i rzucał nienawiścią ziejące spojrzenia na Zorskiego. Dałby w tej chwili połowę życia, byłe tylko kula Pardero przebiła serce lekarza.
Porucznik podniósł rękę i liczył:
— Raz!
Prawe ręce przeciwników podniosły, uzbrojone w pistolety i mierzące w pierś nieprzyjaciela.
— Dwa!
Ręka Pardera zadrżała. Zacisnął zęby i przezwyciężał drżenie. Oczy utkwił w serce Zorskiego. Właśnie tam miała trafić kula. Przecież o trzy kroki nie mógł chybić. To przekonanie powóciło mu spokój i ufność w siebie. Zorski zaś stał jak posąg z uśmiechem wyższości na ustach.
— Trzy!
Śmiercionośne słowo. Zorski nie odwrócił wzroku od oka Pardery, jednak na ostatnie słowo komendy zwrócił broń na lufę pistoletu przeciwnika. Huknęły dwa wystrzały. Ręka Pardero została odrzucona w tył razem z pistoletem. Huknął drugi strzał Zorskiego. W tej chwili Pardero nieludzko wrzasnął i broń wypadła mu z ręki.