Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 31.djvu/21

Ta strona została skorygowana.
—   871   —

— Jakże mi lekko na sercu — rzekł Mariano, — Nie bez troski szedłem na to spotkanie!
— Nie znałeś jeszcze mnie, zauważył wesoło Zorski. — Teraz do hacjendy, gdyż boję się utracić niespodziankę, jaka na mnie czeka.
Obaj pojmani zostali przywiązani do koni, na których siedzieli, ale tak, że nikt nie mógł ich zauważyć.
— Nie wolno wam pisnąć ani słowa, bo dostaniecie kulę w łeb. Rozwiążę wam ręce, ale musicie trzymać się naszego boku.
Mimo to, że otrzymali dość dużo swobody, nie mogli się bronić, gdyż nie mieli broni. Zorski specjalnie dał im pozorną swobodę ruchw, by lancetnicy nie poznali, że prowadzi ze sobą jeńców.
Jechano galopem. Brama była otwarta. Hacjendero stał w portalu i zdziwił się widząc oprócz swych gości jeszcze dwóch mężczyzn.
— A, wreszcie jesteście! Szukaliśmy was! Przyprowadzacie nam gości, sennorowie?
Zorski objaśnił wszystko Arbellesowi.
— A teraz proszę mi dać piwnicę, w której mógłbym umieścić więźniów.
Bandytom znowu związano ręce i zaprowadzono do lochu.
Teraz dopiero obaj przyjaciele udali się do jadalni na śniadanie. Zastali tam już Helmera, Karię i Emmę, którzy na parę chwil tylko opuścili pokój chorego. Wszyscy słuchali opowiadań Zorskiego z zapartym tchem.
Zorski zyskał poklask obecnych. Obawia-