— Jeżeli pan to uczyni, pomszczą mnie, jestem tego pewny, gdyż mam towarzyszy.
— Ba, pozostało ci tylko dwóch. Czekali na ciebie przy wapiennym złomie, byliśmy tam dzisiaj i pojmaliśmy ich. Niebawem ich zobaczysz.
Meksykanin zbladł.
— Nie wierzę wam, chcecie mnie tylko nastraszyć!
— Nigdy nie posługuję się kłamstwem. Podejdź do okna i popatrz na podwórze. Stoją tam jeszcze ich konie, a twój z nimi.
Rozbójnik natychmiast przekonał się o prawdziwości słów Zorskiego. Usiłował go jednak nastraszyć:
— W takim razie kapitan zemści się za mnie!
— O, ich boję się najmniej! Popatrz tam! Widzisz tych trzech jeźdźców? To kapitan i dwaj porucznicy. Gdy zbliżą się zobaczyć, że Vardejo i Pardero mają przewiązane ręce. Biłem się dziś z nimi przy wapiennym złomie i zraniłem jednego i drugiego w prawicę. Od nich nie czekaj pomocy!
Pojmany zadrżał. Zebrani w pokoju mieszkańcy hacjendy również zobaczyli przez okno, przybyłych oficerów.
Dzikie ich twarze wyrażały niepohamowaną żądzę zemsty. Miny te nie zwiastowały nic dobrego. Nie można było spodziewać się pokoju, mając, tak zaciętych wrogów przy boku. Martwiło to bardzo starego Arbellesa, który pragnął pozbyć się burz, które nieraz już waliły w mury jego hacjendy.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 31.djvu/24
Ta strona została skorygowana.
— 874 —