Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 31.djvu/28

Ta strona została skorygowana.
—   878   —

— Milcz pan! Czy chce mi pan może powiedzieć, że wierzysz w to, co powiedział?
— Rzucał na pana obelżywe słowa, których pan nie odparował — rzekł porucznik. — Muszę zbadać bliżej tę sprawę. Zaraz po naszym powrocie pomówię z sennorem Zorskim. Zarzucił panu skrytobójstwo, jeżeli to jest nieprawdą, musi odwołać oskarżenie, jeżeli jego oskarżenie jest słuszne, opuszczę natychmiast swoje stanowisko.
— Zakazuję panu mówić z tym człowiekiem! — ryknął kapitan.
— Rozkazywać mi pan może tylko w sprawach służbowych i proszę zaprzestać rozmowy na ten temat, bym mógł dokończyć opatrunek.
Wreszcie posępni wrócili do hacjendy. Przy wjeździe w bramę porucznik-sekundant miał minę nieco dumną.
W hacjendzie obaj ranni zawezwali lekarza szwadronu. Od niego dowiedzieli się, że przybył posłaniec z rozkazem od Juareza, by natychmiast wyruszyć do Monclowy, gdyż ludność zbuntowała się przeciw rządowi.
— Będę mógł jechać? — zapytał chirurga.
— Tak. Jazda nie naruszy rany, obawiać się można tylko gorączki, ale dam panu zioła, które nie pozwolą jej tak szybko wystąpić.
— A porucznik Pardero?
— Jego rana jest cięższa, ale nie niebezpieczna. I on może jechać, w każdym razie szablą panowie władać nie będziecie mogli.
— Będę się bić lewą ręką. Jutro rano wyruszymy.