Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 31.djvu/3

Ta strona została skorygowana.
—   853   —

Czekał jeszcze chwilkę, potem udał się do mieszkania Zorskiego. Ten oczekiwał go już. Spodziewał się, że temat rozmowy będzie mu znany i przyjął wchodzącego zimnym, ale grzecznym ukłonem.
— Widzisz sennor, przychodzę — rzekł Hiszpan z szyderczym uśmiechem.
Zorski przytaknął.
— Na audiencję, — dodał ironicznie porucznik.
Zorski jeszcze raz przytaknął, nie wyrzekłszy ani słowa.
— Dlatego spodziewam się, że mnie pan wysłucha — dodał Pardero już groźnie.
— Jeżeli pan się godnie zachowa — wybuchnął Zorski. — Ale proszę do rzeczy, gdyż nie mam czasu.
— Przybywam z polecenia mojego przełożonego, kapitana Verdoji — rzekł Pardero.
Gdy Zorski nic nie odpowiedział, porucznik mówił dalej.
— Przypuszczam, ze panu wiadomo, żeś go obraził.
Zorski potrząsnął ramionami i rzekł, uśmiechając się:
— Zdaje się, że pan nie ma zwyczaju dobierać wyrażeń. Nie obraziłem tego męża, tylko go powaliłem. Czy to wedle pańskiego mniemania jest obrazą?
— Tak — zawołał porucznik. — Kapitan żąda zadośćuczynienia.
— Aha! I żąda tego przez pana?