Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 32.djvu/16

Ta strona została skorygowana.
—   896   —

Ale czy dosyć nas, by pokonać trzech silnych mężczyzn i dwie kobiety?
— A, to najmniejsza. W naszym błogosławionym Meksyku znajdzie się dosyć ludzi, którzy za garść srebrnych dolarów gotowi są pod naszą komendą wszystko uczynić. Niczego się nie obawiamy. Jedziemy w pustynię Mapini, a tam nie puści się za nimi nikt z pewnością.
— Na pustynię Mapini? Zginiemy tam!
— Nie ma obawy. Znam tę pustynię, jak własną kieszeń. Jest nie tylko z piasków i skał, jak to sobie o niej powiadają, ale także pełno tam lasów, w których można znaleźć mnóstwo owoców, by nie zginąć z głodu.
Tymczasem w salonie rozmawiano właśnie o więźniach. Rozmyślano nad tym, co z nimi zrobić. Mariano radził powystrzelać ich, inni jednakże sprzeciwili się temu. Uwięzieni wprawdzie mieli mordercze zamiary, ale nie wykonali ich.
Zresztą nie wiedziano jeszcze, jakie stanowisko w tej sprawie zajmie sławny Juarez. Lepiej było pozbyć się ich bez przelewu krwi, gdyż i tak byli dostatecznie ukarani utratą rąk. Dlatego ostatecznie uchwalono rozbroić ich i po dwóch dniach wypuścić na wolność. Nie chcieli bowiem, by wyruszyli przed wysłaniem posłańca do Juareza.
Co się zaś tyczy trzech zbójów, według danego przyrzeczenia Zorskiego. puszczono ich wolno. Otrzymali swoje konie, noże i lasso, odebrano im tylko pistolety i strzelby. Przy tym Zorski im oznajmił, że każdy z nich dostanie kulę w łeb, jeżeli tylko pokaże się w okolicy hacjendy.