Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 32.djvu/19

Ta strona została skorygowana.
—   899   —

pewnością bardzo się ucieszy, dowiedziawszy się o moim szczęściu.

Róża.

Zorski zwinął list, schował go do kieszeni i zszedł na dół. Wybrał najdzikszego konia, dosiadł go i ruszył w dal galopem.
Hacjenda była za mała dla pomieszczenia jego szczęścia. A jednak skoro wrócił do swojej izby, czytał drogie pismo nieskończoną ilość razy...
Antonio Helmer nabrał już tyle sił, że nie męczyły go codzienne przejażdżki konno z Zorskim, a nawet mógł już wybrać się na dłuższą podróż.
Zorski określił dokładnie dzień wyjazdu. Miano zostać w hacjendzie jeszcze tydzień.
Petro Arbellez został więc z ramienia późniejszego osławionego prezydenta Meksyku, Juareza, dzierżawcą hacjendy Vandaqua i często do niej się udawał. Jednego dnia miał właśnie tam się udać i zapragnął mieć przy sobie swego przyszłego zięcia. Gdy wyjeżdżali, zapadał już zmierzch.
Wkrótce po ich wyjeździe Zorski spostrzegł z okna jeźdźca, który szybko zbliżał się w stronę hacjendy. Skoro ten był nieco bliżej, Zorski poznał w nim lancetnika i to oficera. Lekarz udał się do salonu, gdzie wszyscy byli zgromadzeni, i oznajmił im zbliżenie się nieznanego gościa.
Ten przybył niebawem i Emma, jako gospodyni domu, przyjęła go bardzo uprzejmie.
— Czy tu hacjenda del Erina, której właścicielem jest Petro Arbellez? zapytał przybysz poważnie.