Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 32.djvu/20

Ta strona została skorygowana.
—   900   —

— Tak jest, jestem jego córką.
— Proszę więc przyjąć do wiadomości, sennorito, że jestem kurierem, którego Juarez wysłał z depeszami do Monclowy. Juarez powiedział mi, że sennor Arbellez chętnie użyczy mi gościnnego przytułku, jeślibym przed nocą nie dostał się do celu mojej podróży.
— Rozumie się samo przez się, sennor. Ojca wprawdzie nie ma, ale powróci jutro. Znajdzie pan u nas wszystko, czego panu będzie trzeba. Proszę oddać konia, któremu z vaqueros i udać się ze mną do sali.
Postępował za nią z godnością i postawą szlachcica.
W salonie przedstawiła go obecnym. Potem zjadł z nimi wieczerzę. Do rozmowy nie wtrącał się, a gdy Zorski zapytał go o obecne miejsce pobytu Juareza, odparł wymijająco:
— Dyplomatyczne i wojenne powody zakazują mi na razie odpowiedzieć na to pytanie, sennor, Juarez nie pragnie, by wiedziano, gdzie on się znajduje.
Brzmiało to dziwnie. Zorski rzucił badawczy, wzrok na mówiącego i zaprzestał z nim rozmowy.
Po krótkim czasie przybysz oznajmił, że musi udać się na supoczynek, gdyż jutro o świcie ma wyruszyć w dalszą drogę.
Maria Hermoyes wskazała mu jego pokój. Nie rozebrał się i nie położył spać, wyciągnął się tylko w hamaku i zapalił papierosa. A potem ciągle palił i nasłuchiwał.
Nadeszła północ. Wziął lampę do ręki, pod-