szedł do okna i zakreślił światłem luk. Uczynił to trzy razy. Potem zgasił je. Po paru minutach rzucono w jego okno parę ziarnek piasku. Był to znak, by otworzył je.
Gdy oficer wyszedł z salonu, rozpoczęła się żywa rozmowa. Obecność jego krępowała, jego powierzchowność miała w sobie coś odpychającego. Głos był ostry, a wzrok kłujący. Najwięcej nad dziwną osobą przybysza zastanawiał się Zorski. Coś się w nim burzyło, coś przemawiało przeciw temu obcemu człowiekowi. Nawet uniform nie przylegał do jego postaci, zdawało się, że szyty był dla kogoś innego.
Gdy udano się na spoczynek, Zorski nie mógł się długi czas uspokoić. Chodził po pokoju, czuł niepokój, którego sam nie pojmował. Wiedział tylko, że uczucie to jest związane z obecnością oficera w tym domu.
Czy był to rzeczywiście oficer? Verdoja i Pardero wyjechali pełni złych zamiarów, a odkąd Arbellez zajmował się hacjendą Vandaqua, w del Erina pozostała mała garstka vaqueros. Zorski postanowił czuwać. Wydostał się na kurytarz, podkradł się pod drzwi pokoju przybysza i nasłuchiwał. Ten musiał spać, gdyż nie było słychać najmniejszego szmeru. Wyszedł więc na podwórze, by obejść je dokoła i popatrzeć, czy wszystko jest w porządku. Nie spodziewał się tego, co go spotkało.
Od strony miasteczka Nombre de Dios o zachodzie słońca jechał uzbrojony orszak konny. Liczył piętnastu mężów, na których czele jechali Verdoja i Pardero.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 32.djvu/21
Ta strona została skorygowana.
— 901 —