nych, wyniesiono na podwórze. To samo uczyniono z obiema dziewczynami.
Wszystko działo się tak cicho, że nikt niczego nie usłyszał. Teraz otworzono wielką bramę i przyniesiono Zorskiego.
Ciemno było i nie widziano, że ma on oczy, otwarte.
Teraz wyniesiono więźniów z podwórza. Verdoja został, by zamknąć bramę, przeskoczyć palisadę i przyłączyć się do bandy.
Dla pięciu więźniów przyprowadzono pięć koni, a dziewczęta otrzymały nawet damskie siodła. Wszystkich przywiązano do koni.
Teraz piętnastu rabusiów podzieliło się na pięć grup. Każda z nich pilnowała jednego jeńca. Rozłączyli się i jechali w różnych kierunkach. Był to podstęp, utrudniający wszelki pościg.
Dopiero na drugi dzień miały się z sobą spotkać dwa oddziały, na czwarty znowu dwa i tak dalej. Miejsca spotkań były znane rabusiom.
Nie można więc było wątpić o udaniu się sprawy.
Dwie rzeczy jednak nie były zupełnie pewne. Verdoja narażał się na niebezpieczeństwo ze strony swoich pomocników, gdyż mogli go zdradzić, a drugą rzeczą, która trapiła go, było to, że mógł się spodziewać napadu na poszczególne oddziały, które nie umiałyby się obronić. On miał przy sobie Emmę, inni zaś pojmani byli pod opieką Pardera i Meksykan.
Pierwsza droga zaprowadziła go na pasmo gór, które ciągną się z północy na południe i stanowią
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 32.djvu/28
Ta strona została skorygowana.
— 908 —