Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 32.djvu/5

Ta strona została skorygowana.
—   885   —

— Cóż to znowu? Jak pan śmie!? — krzyknął Pardero.
— Ha! zawołał młody porucznik do Pardery. — I pan jest łotrem, którego należałoby, zgładzić!
Pardero zbladł ze złości i obawy.
— Pan oszalał! — zawołał.
— Nie, jestem panem moich zmysłów i wiem, co czynię i mówię.
— Jestem pańskim przełożonym, a pan najmłodszym oficerem! — mówił, dławiąc się Pardero.
— Nie jest pan już moim przełożonym. Nie będę walczył z panem w jednym szeregu!
— Aha, więc pan ustępuje?
— Albo ja, albo wy obydwaj!
— Pan zapomina, że nie jest tak łatwo opuścić wojsko — zaśmiał się Pardero szyderczo. — Teraz aresztuję pana, poruczniku, z powodu wyłamania się z pod dyscypliny wojskowej. Pana zaś, panie Zorski, aresztuję za zranienie kapitana Verdoji!
— Tak pan sądzi? — zapytał Zorski. — Pan chcialby mnie uwięzić?
Pardero stał w pobliżu. Była to nieostrożność z jego strony, gdyż Zorski zbliżył się, porwał go za kołnierz i rzucił nim o ziemię. Tego było już lancetnikom za dużo. Z grona ich wystąpił stary wachmistrz, zasalutował przed porucznikiem i zapytał:
— Sennor poruczniku, wolno nam dowiedzieć się, co to wszystko znaczy?