Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 33.djvu/2

Ta strona została skorygowana.
—   910   —

— Tego djabeł nie uczyni, raczej was pochłonie.
— Ale z tobą razem!
— Milcz, drabie! Czy wiesz, kogo masz przed sobą? — To mówiąc kopnął Helmera i poszedł do Mariana.
— Widzisz, co to znaczy służyć łajdakowi za sekundanta? — rzekł. — Poszedłeś z nimi, zostałeś pojmany i będziesz wisiał razem z nimi. Znasz swojego przyjaciela Korteja?
Mariano nic nie odpowiedział.
— Znasz go? — powtórzył Verdoja.
Mariano ciągle milczał.
— Już ja was nauczę mówić! — krzyczał.
Kopnął i tego i przystąpił do Zorskiego.
— A jakże ci tam było kiedy otrzymałeś mój cios w głowę? A teraz mam ciebie, psie! Pozbawiłeś nas rąk i musisz to ciężko odpokutować!
Zorski milczał.
— Co, i ty nie chcesz odpowiadać? Czekaj, ja cię zaraz nauczę!
Podniósł nogę, by go kopnąć. Zorski jednak w mgnieniu oka przyciągnął nogi do siebie, wyprężył je i z taką siłą trzasnął Verdoję, że ten padł głową prosto w płonące ognisko.
Wprawdzie podskoczył w tej samej chwili, ale głośne wołanie było dowodem, że boleśnie się zranił.
— Ach, moje oko, moje oko! — ryczał z bólu.
Śpiący obudzili się i oglądali zranione oko wodza.