łączając torby z żywnością, zegarka, prochu, kul i jeszcze jednego rewolweru.
Wtem usłyszała z boku głośne pukanie.
— Kto tam puka? — zapytała.
— Ja, Emma — brzmiała głucha odpowiedź.
Karia krzyknęła z radości i w kilku susach znalazła się z latarką w ręku przed drzwiami sąsiedniej celi.
Wielką trudność przedstawiało odsunięcie zardzewiałej zasuwki, ale gdy wreszcie udało jej się to, stanęła przed nią Emma.
— Masz broń i światło, jesteś wolna! — zawołała.
— Jestem uzbrojona, ale jeszcze nie wolna — odpowiedziała Indianka. — Ty wołałaś. WiedziaIaś, że byłam w pobliżu?
— Słyszałam dwa głosy i domyśliłam się, że to ty jesteś blisko. Potem usłyszałam huk. Kto to strzelał?
— Ja. Roztrzaskałam Pardero szczękę, a potem zakłułam go nożem.
Emma zadrżała.
— Mój Boże! To straszne! — zawołała.
— Straszne? — zapytała Karia. — O, nie. To była samoobrona. Odebrał swoją nagrodę. Ale musimy wykorzystać czas. Przecież nie damy się znowu zamknąć. Kto nas będzie chciał dotknąć, ten padnie od naszej kuli. Teraz chodź, zbadamy kurytarz.
Poszły w tym samym kierunku, którym się tutaj dostały. Pieczara była ciasna i niska, powietrze gęste i stęchłe.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 33.djvu/20
Ta strona została skorygowana.
— 928 —