Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 33.djvu/22

Ta strona została skorygowana.
—   930   —

cone. Teraz mamy broń i wszystko, co nam trzeba, nie poddamy się więc. Gdybym tylko wiedziała, w którym powinniśmy iść kierunku: w prawo, czy w lewo?
— Słuchaj! krzyknęła Emma.
Karia zamilkła. Usłyszały odgłosy kroków, zbliżających się ku nim.
— Cofnij się! Zamykamy drzwi! — rozkazała Karia.
Szybko odskoczyły, zamknęły drzwi i zasunęły rygiel.
Kroki zbliżały się i — przeszły na dworze obok nich. Uderzono tylko lekko w drzwi, przy których stały, by sprawdzić, czy są otwarte, czy nie.
— Były, zdaje się, cztery osoby — odpowiedziała Karia. — Sądzę, że był to Verdoja i strażnik, którzy wnieśli sennora Mariano i Helmera. Stanęli. Słuchaj o czym mówią.
Czterej idący nie oddalili się jeszcze, gdy dał się słyszeć głos Verdoji:
— Stój, tu więc będzie jeden, a obok drugi. Naprzód!
Mijały minuty, cisza panowała zupełna. Nagle usłyszano trzask rygla i kroki powracających dwóch mężczyzn. Na dworze, przed drzwiami kurytarza zatrzymali się i usiłowali je otworzyć.
— Aha, zamknął je — zaśmiał się Verdoja.
— Nie powinien był tego robić — mruczał strażnik. — Teraz musimy czekać.
— Ba, chciał, byśmy mu nie przeszkadzali. Jestem zazdrosny. Indianka jest prawie tak samo piękna, jak jej pani, a jednak nie broni się tak, jak