Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 33.djvu/6

Ta strona została skorygowana.
—   914   —

Zorski spodziewał się pogoni. Ciągle pędząc w jednym kierunku, badał swoją rusznicę. Była to nabita dubeltówka. To wystarczyło. Broń ta miała prześladowcom jego przynieść zgubę.
Zatrzymał swego rumaka i spojrzał za siebie, by zbadać, jak daleko od niego znajdują się Meksykanie. Nie jechali gromadnie, lecz w rozproszeniu.
Nie spodziewali się, że Zorski mógłby się zatrzymać i oczekiwać ich.
Było bardzo ciemno. Meksykanie nie mogli się wzajem widzieć, jeden wyczuwał obecność drugiego, gdy słyszał tętent kopyt jego konia.
Tymczasem koń Zorskiego stał cichutko. Pan jego przygotowywał się do wystrzału. Nagle Zorskiemu przyszła inna myśl do głowy.
Zaniechał walki, usunął konia w bok i poczekał aż goniący przejadą obok niego. Gdy to stało się, dzielny Polak wskoczył na konia i znalazł się na tyłach nieprzyjaciół.
Z powodu ciemności nikt nie zauważył tego manewru.
Zorski pochwyciwszy strzelbę, podjechał do jednego z nieprzyjaciół. Gdy był już bardzo blisko, tamten rzekł:
— Dalej trochę na lewo, bo wjedziesz na mnie!
Wtem w powietrzu zaświstała kolba strzelby Zorskiego, spadła na głowę prześladowcy i roztrzaskała ją.
Śmiały Polak chwycił za cugle konia zabitego