Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 33.djvu/8

Ta strona została skorygowana.
—   916   —

Umieścił swój łup na siodłach zdobytych koni, a wziąwszy je za cugle, wjechał w nieznaną pustynię.
Zorski najbardziej troszczył się o to, by uniknąć pogoni. Wiedział, że o świcie znajdą cztery trupy. Spodziewał się, że popędzą za nim. Postanowił zmylić drogę.
Pomyślał, że i z hacjendy będą ścigać rabusiów. Dlatego pragnął ich zatrzymać jak najdłużej w jednym miejscu. Postanowił więc jechać w koło. Przejechawszy parę godzin na zachód, zawrócił na południe, a po upływie dwóch godzin skierował konie na wschód. Tak więc o świcie stanął u stóp wzgórz w kierunku południowym od obozowiska.
Tutaj odpoczął, dał się koniom napaść, napoić, sam zaś wypalił parę cygar, które zabrał zabitym.
Potem udał się na północ. Musiał jechać bardzo ostrożnie, gdyż Meksykanie musieli rozpocząć pościg z północy na południe.
Cztery godziny minęły od chwili, gdy zabił ostatnich dwóch goniących go Meksykan. Nie znalazł ich już na tym miejscu, widocznie musieli ich znaleźć kamraci.
Po zbadaniu śladów Zorski zrozumiał, że cały oddział wszczął już za nim pościg. Roześmiał się, gdy znajdował się na ich tyłach, podczas gdy oni sądzili, że mają go przed sobą.
Postępując za śladami bandy Verdoji, Zorski wyczytał z nich, że nie mogąc się połapać, w którym kierunku uciekł ich jeniec, postanowiła udać się na pustynię Mapini, zaniechawszy dalszego prześladowania.