ważono nieobecność trzech sennorów: Zorskiego, że całe to towarzystwo udało się na wycieczkę.
Skoro jednak minął ranek i południe, a sennority nie wracały, niepokój jej wzrastał. Uspakajała się tylko myślą, że cała piątka udała się do hacjendy Vandaqua, by sprawić niespodziankę ojcu i narzeczonemu Emmy.
Nagle Hermoyes zauważyła przez okno, że Arbellez i Helmer wracają sami, zrozumiała więc, te musiało się stać wielkie nieszczęście. Wybiegła przed dom i zapytała płaczliwym głosem:
— O, sennores! Wracacie sami? A gdzie reszata?
— Kto? — zapytał Petro.
— Stało się nieszczęście, straszne nieszczęście!
— Co takiego?
— Ich tu nie ma!
— Kogóż, u kaduka?
— Sennora Zorskiego, Mariano i Helmera.
— Tych trzech? No, to tęgie chłopy, oni się sami postarają, by się im nie stało nic złego!
— Ale oni wyruszyli dziś o świcie!
— To wrócą!
— Ale nie ma i sennority Emmy i sennority Karii!
— A do djabła, więc obie dziewczyny też...? A dokąd to?
— Nie wiem, nie wiem kiedy wyjechali.
Teraz dopiero hacjendero przeraził się.
— Nie mówili komu o jakiejś wycieczce, chciałbym wiedzieć, dokąd udali się i czy pojechali konno?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 34.djvu/16
Ta strona została skorygowana.
— 952 —