— Nie, nie pojechali konno.
— Czy był tu lancetnik?
— A tak. Posłaniec od Juareza.
— W której komnacie spał? Pokaż no prędko!
Chwycił starą za rękę i ciągnął ku gościnnemu pokojowi. Helmer wyciągnął z pod łóżka linową drabinkę. Rabusie zostawili ją, zapomniawszy o niej.
Arbellez krzyknął przerażony i chciał zaraz zaalarmować całą służbę, Helmer go jednak zatrzymał.
— Poczekaj pan! — zawołał. — Nie należy się niepotrzebnie lękać. Widać, że stało się coś niezwykłego, ale zbadamy to w spokoju. Proszę udać się do pokoju Karii i Emmy i zobaczyć, jakie brakują suknie.
Maria wyszła. Arbellez drżał ze wzruszenia. Helmer był również niespokojny, ale starał się panować nad sobą. Patrzył w okno. Był myśliwym prerii. On, Grzmiąca Strzała, umiał często wpaść na ślad zbrodni. Gdy spojrzał na Arbelleza, zauważył, że ten jest trupio blady.
— Uprowadzono ich — rzekł.
— O, Święta Madonno! Czy to prawda? — zapytał wystraszony Arbellez.
— Prawda. Ale spokojnie, mój drogi ojcze. Pod tym oknem stało dużo ludzi, wskazują na to ślady. Przeleźli przez palisadę i przez okno dostali się do pokoju. Napadli na naszych pojedyńczo. Ale dziwi mnie, że mogło się to stać tak spokojnie, bez hałasu, że nikt tego nie spostrzegł.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 34.djvu/17
Ta strona została skorygowana.
— 953 —