Arbellez był tak wystraszony, że nie mógł wydobyć z siebie głosu, a Helmer milczał do czasu powrotu Marii. Oznajmiła, że u obu pań brakuje po jednej sukni i jednej kołdrze.
— Chodźmy więc do pokoju naszych panów — rzekł Helmer.
U Mariana i Helmera zauważyli, że łóżka były trochę pogniecione, zaś u Zorskiego łóżko nie było nawet tknięte.
Helmer potrząsnął głową.
— Teraz na podwórze, muszę wszystko dokładnie obejrzeć.
Obeszli budynek.
Helmer przyglądał się każdemu zakątkowi, obszedł dokoła palisadę i rzekł.
— Wiem już teraz, co się stało. Przybyły jeździec był szpiegiem, a resztę swoich towarzyszy wpuścił do budynku. Tu w tym miejscu przeszli przez płot. Zorski coś podejrzewał i wyszedł na patrol, doszedł aż tutaj, o, dokładnie widać jego ślad na piasku.. Tu go z tyłu uderzono, a powaliwszy, zawleczono do tego kąta. Potem weszli przez okno, ale przez nie z domu nie wychodzili, musieli więc wyjść bramą. Do palisady podeszli z południa, więc i tędy musieli wracać. Popatrzmy tam...
Zaprowadził Arbelleza przed bramę i szedł ciągle w kierunku południowym, przyglądając się ziemi i nie mówiąc ani słowa. Doszedłszy do krzaka, zatrzymał się trochę dłużej.
— Poczekaj pan tu, dopóki nie wrócę, — rzekł.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 34.djvu/18
Ta strona została skorygowana.
— 954 —