Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 34.djvu/22

Ta strona została skorygowana.
—   958   —

kto inny, tylko Zorski. Jeszcze bardziej utrwala mnie w tym przekonaniu długość ciała. Przecież Zorski jest bardzo wysoki.
— Ach, tutaj stał Zorski, to tylko jego noga. Ktoś stał przed nim, a reszta wokoło. Co to mogło się stać? Jeśli wstał, to musiano mu rozwiązać więzy na nogach. Są trzy możliwości, albo mu zdjęto pęta z nóg, albo sam je rozwiązał i został zabity przez nieprzyjaciół. Ale popatrzmy dalej.
Śledził dalej i po chwili zawołał:
— Wiem już! Zdjęto mu nie tylko z nóg, lecz także i z rąk. On musiał się uratować!
Obaj waqueros patrzyli zdumieni na mówiącego.
— Z czego pan to wszystko wnioskuje? — zapytał Francesko.
— Powiem wam. Tu klęczał Zorski i mężczyzna, który stał naprzeciw niego. Musiał go badać lub rozmawiać. Zorski jest lekarzem, miał więc przed sobą pacjenta. Potem obaj wstali. Oto widzicie jak głęboko Zorski wbił swoje pięty w piasek, a tutaj wbił tylko wielki palec. Zorski musiał pochwycić jakiś ciężar i rzucić nim. Kierunek jego nóg wskazuje aż tam dalej.
Powoli doszli do przekonania, że Zorski musiał się wyratować.
Pojechali dalej. Bystre oko Helmera nie mogło nie zauważyć wysokiej zwały piasku. Nie mogła być ona dziełem wiatru, albo przypadku. Musiała ją usypać ręka ludzka.
— To z pewnością znak Zorskiego, — rzekł Grzmiąca Strzała.