Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 34.djvu/3

Ta strona została skorygowana.
—   939   —

W hacjendzie przywitała go ze zdziwieniem jego daleka krewna, która pełniła funkcje gospodyni.
Wiedziała bowiem, że Verdoja jest przy Juarezie w południowym Meksyku i dlatego była bardzo przestraszona, ujrzawszy go wracającego wśród ciemnej nocy. Jeszcze bardziej przeraziła ją jego poraniona prawica. Chciała mu wyrazić słowa współczucia, ale on odciął się jej gburowato i rozkazał podać wieczerzę.
Podczas jedzenia oznajmił, że przybędzie jeszcze jeden gość, niejaki Pardero, którego przyprowadzi strażnik.
Kazał dla niego przygotować kolację i pokój gościnny. Po wydaniu rozkazów udał się na spoczynek.
Gdy ocknął się, był już dzień, a przy łożu jego stała stara sennora z filiżanką świeżej czekolady. Wypił ją w milczeniu, zaś gospodyni domu powiedziała mu, że dobrze postąpił, powracając do hacjendy, bowiem rewolucja ogarnęła już ludność tak spokojnego państewka, jakim jest Chihuahua, a nawet gubernator musiał już zwrócić się o pomoc do Meksyku. Wskutek tej prośby przysłano do Chihuahua kilka szwardonów jeźdźców, którzy, dają się dobrze we znaki rewoltującym.
Verdoja należał do zbuntowanych, gdyż służył rozkazom Juareza. Przysłuchiwał się tym nowinom, ale nie dał po sobie poznać, jakie wrażenie wywierają na nim te wieści.
Wreszcie zapytał, odsuwając filiżanka:
— Czy sennor Pardero już wstał?