— Psy Komanchy idą lasem, który przebywaliśmy wczoraj.
— Kto przyniósł tę wiadomość?
— Latający Jeleń.
— Zawołaj go. Musimy się dowiedzieć wszystkiego z jego ust.
Przyprowadzono Latającego Jelenia.
— Niech mój brat powie, co widział? — rozkazał Niedźwiedzie Serce.
Latający Jeleń dokładnie opowiedział, jak wykrył ślady Komanchów, wreszcie wyraził swoje przypuszczenie, że musi ich być olbrzymia ilość, gdyż sam naliczył czterystu, a widział zaledwie jeden oddział.
— Ilu było naczelników?
— Trzech.
— Znasz ich?
— Nie.
— Dokąd poszli?
— Doszli do skraju lasu, potem spotkali wysłanego przez nich szpiega, który opowiedział im wszystko, co zaszło, i że my tutaj obozujemy. Po tym oświadczeniu Komanchowie krótko naradzali się i poszli do hacjendy.
— To niezadługo zobaczymy ich tutaj.
— Oni nas zamkną, abyśmy nie mieli połączenia. W nocy na nas napadną. Uważajcie na straż. Jeśli wydarzy się coś ważnego, dajcie nam znać do tej nory.
Gdy doszli do miejsca, gdzie były drzwi, znaleźli je już wyważone. Wyciągnięto je z pod gruzów i zbadano.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 37.djvu/15
Ta strona została skorygowana.
— 1035 —