Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 37.djvu/19

Ta strona została skorygowana.
—   1039   —

— Ależ to nie był grzmot — objaśnił Helmer. — To był strzał.
— Niemożliwe! Przecież byśmy słyszeli strzał, pochodzący z zewnątrz?
— Dlaczego nie mamy przypuszczać, że strzał padł w piramidzie, i że Zorski tym sposobem daje nam znać o sobie?
— Ale pewnie Zorski wie, że nie możemy mu odpowiedzieć.
Na te słowa Emmy Helmer pokiwał głową.
— A czy pani wie, co powoduje taki sam huk? Wystrzał dynamitu!
— O, wszechmocny! Czy pan sądzi? — — —?
— Tak jest, sądzę, że nasz Zorski jest tutaj. Znam ja go. Dla niego nie ma ciężkiej roboty. Widocznie, widząc, że nie może otworzyć drzwi, wysadza je w powietrze.
Słowa te wypowiedziane były tonem tak pełnym wiary, że Emma z błyszczącymi oczami rzekła:
— Pan mnie pociesza, ale mnie się zdaje, że rzeczywiście przybywa odsiecz. O, mój ojcze, o, mój biedny, dobry ojcze! Czy jeszcze cię kiedyś zobaczę?
Płakała, ale były to łzy bólu, a nie nadziei. Nagle łkanie jej przerwał straszliwy grzmot. Podłoga i ściany kurytarza zatrzęsły się. Gdy po tym huku nastąpił głuchy trzask, jakby spadanie kamieni, sternik podskoczył w górę i zawołał:
— Hurra! hurra! Zorski jest naprawdę tutaj! To był wystrzał dynamitu, a mur się rozsypał. Ratunek już blisko!