Niedźwiedzie Serce, na chwilę stropiony, opanował się wkrótce i zapytał pewnym głosem:
— Czy Bawole Czoło jest jeszcze moim bratem i przyjacielem?
— Jest nim — odpowiedział tamten poważnie.
— Czy gniewa się na mnie za to, że mu zabieram serce jego siostry?
— Nie gniewa się, bo nikt mu go zabrać nie może. W sercu prawdziwej kobiety znajdzie się miejsce i dla męża, i dla brata.
— Czy pozwalasz mi przybyć do hacjendy del Erina przynieść ofiarę poranną?
— Pozwalam.
— Z czego ma się składać?
— Zdecyduj sam. Bawole Czoło nie sprzedaje siostry.
— Czy mam ci przynieść sto skalpów swych wrogów?
— Nie; wezmę je sam.
— Albo dziesięć skór szarego niedźwiedzia?
— Nie; mam ich poddostatkiem.
— Powiedz więc, czego żądasz?
Oczy cibolera zaszły łzą; objął Apacza ramieniem i rzekł:
— Nie żądam od ciebie ani skalpów, ani skór, ani złota, ani srebra, żądam tylko aby Karja, córka Miksteków, była szczęśliwa w twoim namiocie. Jesteś mi przyjacielem i bratem, lecz gdyby siostra moja nie znalazła u ciebie szczęścia, rozpłatałbym ci głowę tomahawkiem, a mózg twój oddałbym mrówkom na pożarcie. Idź na swoje pastwiska, pomów ze swoimi, a potem wracaj do hacjendy i bierz dziewczynę.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 38.djvu/13
Ta strona została skorygowana.
— 1061 —