Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 38.djvu/4

Ta strona została skorygowana.
—   1052   —

— A więc milczę! zauważył Bawole Czoło.
— Co na to powie Książę Skał? — zapytał Niedźwiedzie serce.
— Lubię pokój, chociaż pomagam przyjacielowi. Brat mój, Niedźwiedzie Serce niech postąpi tak, jak uważa za stosowne.
Wtedy poseł rzekł:
— Powiedziałem co mi kazano. Bracia moi mogą się nad tym zastanowić. Ja zaś muszę wracać natychmiast, bo taka jest wola naczelników. Ale opowiem im, że widziałem Księcia Skał, wielkiego naczelnika bladolicych.
Pożegnał się i znikł. Droga jego była bardzo niebezpieczna. Musiał się prześlizgnąć między Komanchami. Gdyby go schwytano, byłaby to ostatnia jego godzina.
Między pozostałymi więcej tej sprawy nie omawiano.
Nad ranem usłyszano dochodzący z obozu Komanchów okrzyk radości. Dopiero później zrozumiano ,że w ten sposób nieprzyjaciel witał przybywające posiłki.
Zgromadziło się już całe wojsko, które miało być pomocne naczelnikowi Meksyku.
Mimo swej waleczności Zorski przeląkł się. Stąd nie można już było wyjść. Tu trzeba było umrzeć.
I wojownicy Apachów patrzyli smutnym okiem na nieprzyjaciela. Nie mogli się spodziewać żadnego ratunku, gdyż odmówiono im przysłania pomocy.
Przed południem przybył szwadron drago-