Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 39.djvu/24

Ta strona została skorygowana.
—   1100   —

— Co za niespodzianka, sennor Arbellez! Jakież wieści mi pan przynosi? Czy są jakie nowiny?
— Od czasu mego ostatniego pobytu u pani, żadnych. Opowiem pokrótce, poco tutaj przybyłem.
Usiadł i zaczął opowiadać. Amy słuchała uważnie; zapomnieli zupełnie, że nie są sami; obok w hamaku siedziała dziewczyna, która przed przybyciem Arbelleza czytała coś miss Amy. Była to duenna, towarzyszka miss Amy.
Dziewczyna była ładna. Widać było z pierwszego rzutu oka, że to metyska, córka ojca białego a matki Indjanki. Takie skrzyżowanie ras wydaje zwykle dorodne owoce; jednakże często pod piękną powłoką dziecko ukrywa wszystkie przywary rodziców.
Dziewczyna miała oczy wdół spuszczone i udawała, że zajęta jest wyłącznie książką. Aliści baczny obserwator mógłby zauważyć, że słucha słów starca z natężoną uwagą. Od czasu do czasu zerkała na oboje z pod rzęs; spojrzenie jej miało w siebie coś ze wzroku drapieżnego zwierza, który rzuciłby się chętnie na ofiarę, gdyby nie wstrzymywał go strach. Bystry obserwator i znawca ludzi nie miałby nigdy zaufania do tej dziewczyny — —
W tym samym czasie w innym domu prowadzono rozmowę na ten sam temat. Domem tym był pałac hrabiego de Rodriganda. W jednym z pokojów leżała w hamaku Józefa Cortejo. Lata, które minęły, nie złagodziły jej brzydoty. Schudła jeszcze bardziej, jeżeli wogóle schudnąć mogła.
Była w złym humorze; gdy służąca weszła, aby ją uczesać, Józefa nie odpowiedziała na uprzejmy ukłon.