— Tak — odparł, oddychając z ulgą.
— Cóż to za list? Pokaż.
Józefa wyciągnęła rękę, lecz Cortejo odsunął ją, podniósł list wysoko do góry i zawołał głosem triumfującego, wyrafinowanego łotra:
— Wygrana, nareszcie wygrana! Teraz możemy być spokojni!
Ojciec wręczył list w drżące ze zniecierpliwienia, chude piszczele córki.
— Bierz i czytaj! Największa to radość i satysfakcja, jakiej doznałem w życiu.
Józefa nie mogła usiąść ze wzruszenia; chodząc po pokoju, czytała, co następuje:
Nareszcie, po długich latach, mogę Ci zakomunikować niezmiernie cenną wiadomość. Wczoraj był u mnie Landola i sprzedał mi ją. Otóż mieszka już od dłuższego czasu w Hiszpanji, o czem nie wiedziałem, i żyje z pieniędzy, zarobionych podczas ostatnich wypraw. Przepuściwszy je do ostatniego grosza, zwrócił się do mnie po nowe. Sprawa tak się przedstawia; spotkał przed laty w porcie Guaymas Zorskiego, Mariana, dwóch braci nazwiskiem Helmer, dwóch Indjan, z których jeden zwie się Bawole Czoło, drugi zaś Niedźwiedzie Serce. Ponadto były z nimi dwie dziewczyny siostra Bawolego Czoła i Emma, córka Pedra Arbellez, hacjendera na del Erina.