Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 40.djvu/3

Ta strona została skorygowana.
—   1107   —

— Opowiadaj więc!
Dziewczyna usiadła bez ceremonii w hamaku.
— No więc? — zapytała Józefa niezbyt przyjaznym tonem, porównanie bowiem swojej urody z pięknością dziewczyny wyprowadziło ją z równowagi.
— Mam nadzieję, że mnie dzisiaj Sennorita dobrze wynagrodzi, — rzekła dziewczyna — przynoszę bowiem dwie niesłychanie ważne nowiny. Pedro Arbellez był dziś u nas.
— Hacjendero z del Erina? — zapytała Józefa zdumiona.
— Tak. Był również u sędziego najwyższego, który mu nawet zaproponował, by u niego zamieszkał.
— Matko Boska! Cóż to znaczy?
— Niewiele. Słyszałam wszystko, byłam bowiem w pokoju miss Amy, gdy Arbellez przybył i wszystko opowiadał. Przywiózł sędziemu najwyższemu czynsz dzierżawny, a oprócz tego jakieś skarby, które mają być wysłane do Poznania.
Józefa nie dała po sobie poznać, jak silne wrażenie sprawiły na niej te słowa. Rzekła tylko:
— To pierwsza nowina. Niebardzo mnie obchodzi, A druga?
— Jeżeli pierwsza niebardzo panią obeszła, wątpię, czy obejdzie druga. Otóż w domu lorda są wielkie skarby.
— Ach tak! — rzekła Józefa.
— Przechowują tam miljony. Miss Amy mówiła o tem z hacjenderem. Chciał prosić lorda, by w jego imieniu posłał do Europy pewne kosztowności; ale najwyższy sędzia sam się tem zajął, ponieważ los ko-