Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 42.djvu/24

Ta strona została skorygowana.
—   1184   —

mu się przytrafiło nieszczęście. Przelezę do jego celi, aby się przekonać.
Wyciągnął jeszcze jeden kamień ze ściany, dzielącej cele, i wlazł do lochu. Hrabiego nie było. Na ziemi leżały pozabijane szczury.
Pełen niepokoju i rozpaczy, wrócił do swojej nory i czekał. Gdy mu już zabrakło cierpliwości, wdrapał się znowu ku wyjściu i, ukryty za kamieniem, zaczął nasłuchiwać, czy w śpiącem mieście nie odezwie się jaki szmer. Panowała cisza. Wyjrzałby chętnie przez kraty, ale nie mógł przecież sam odsunąć kamienia.
Przeszedł długi czas w trwodze i zgryzocie. Mindrello zaczął już tracić nadzieję, gdy nagle usłyszał jakiś szelest. Ktoś uwijał się koło kamienia. Kto to być może? Kat, czy też hrabia? Zapukano kilkakrotnie do płyty, poczem głos jakiś zapytał:
— Mindrello, czy to wy?
— Tak, to ja, sennor.
— Pomóżcie mi odsunąć kamień; sam nie poradzę.
Nareszcie płyta ustąpiła. Bez trudu odsunęli teraz kamień i Mindrello wydostał się na powietrze.
O Dios, co się strachu najadłem! — rzekł. — Zaglądałem do waszej celi, don Fernando, nie znalazłem was jednak. Gdzieście przepadali?
— Wezwano mnie do sułtana; przeżyłem wiele, mój drogi Mindrello. Szczegóły opowiem ci później.
Dla uśpienia podejrzeń umieścili kamień na dawnem miejscu, poczem udali się w kierunku pałacu. Szyldwach stał przy bramie. Otaczały ich ciemności egipskie. Obydwaj poczołgali się do wartownika, Hrabia skoczył szybkim ruchem, chwycił straż-