— Nie jestem tego zdania; zauważyłem nawet coś wręcz przeciwnego. Są bardzo zuchwali, lekkomyślni; przynieśliby nam więcej szkody, aniżeli korzyści.
— Skądże tak o nich możesz mówić? Powiedziałeś, że nigdy jeszcze tutaj nie byłeś.
— Dowiesz się wkrótce, skąd ich znam. Powiem gubernatorowi i udowodnię, że sam jestem dla siebie wystarczającą opieką.
Zarządcę portu ugoszczono; dano mu podarek, który go, zdaje się, zadowolił. Po jakimś czasie wrócił do miasta.
Kapitan polecił przyprowadzić jednego z jeńców.
— Przybiliśmy do Zeyli — rzekł przez tłumacza. — Zwracam ci wolność, ale pod warunkiem, że pójdziesz do gubernatora i powiesz, co zaszło. Niechaj sam przybędzie na pokład, by pomówić o losie twych towarzyszy. Powiedz mu, że jestem człowiekiem spokojnym, gotowym porozumieć się z nim dobrocią. Jeżeli nie dojdziemy do porozumienia, zabiorę jeńców i każę ich ukarać jak najsurowiej.
Jeniec nie dawał odpowiedzi, ale z oczu mu można było wyczytać ze raport będzie dla kapitana nieprzychylny. Wyszedł na pokład i zsunął się do łodzi, w której Arabowie wczoraj przywieźli linę na pokład. Usiadłszy, popłynął wolno ku miastu.
Tłumacz rzekł do kapitana:
— Prowadzisz grę niebezpieczną. Gubernator to potęga; będzie cię z pewnością uważał po tem oświadczeniu za wroga.
— Niech spróbuje!
Kapitan polecił marynarzom uzbroić się i rzucić
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 43.djvu/19
Ta strona została skorygowana.
— 1207 —