Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 45.djvu/12

Ta strona została skorygowana.
—   1256   —

— Uciekł! Dzięki niechaj będą Allahowi. Żyje, wolny, zobaczę go! Ten zmarły przyniósł mi wieść radosną, niechaj więc nie idzie w drogę śmierci bez modlitwy wiernego.
Ukląkł obok trupa i zaczął się modlić. Potem jednego zabitego po drugim zaniósł ku morzu i oddał trupy falom. Konie, przerażone głośną salwą, pouciekały. — W ten sposób tajemnica kryjówki Somali została zachowana.
W serca zbiegów wstąpiła otucha, skoro się dowiedzieli, że goniec ich uciekł. Wierzyli znowu w swe wybawienie i ze spokojem oczekiwali nocy, która przynieść miała wyzwolenie. — — —
Wobec nieprzeniknionych ciemności, kapitan Wagner wypłynął na szerokie morze; do brzegu wrócili dopiero nad ranem. Nieprzychylny wiatr przeszkadzał szybkiemu kabotażowi; statek krążył przez dzień cały wzdłuż wybrzeży tak, że dopiero z nastaniem wieczora kapitan dojrzał przez lunetę górę Elmes.
Powolność ta nie podobała się sułtanowi i gubernatorowi. Wyobrażali sobie kapitana zupełnie inaczej. Odkąd znajdowali się na pokładzie, mówił z nimi bardzo mało, a takim tonem, jakgdyby byli jego niewolnikami.
Z nastaniem mroku kapitan przeszedł obok ich namiotu. Zaczepił go sułtan w te słowa:
— Jeżeli sprawa tak pójdzie dalej, nie schwytamy nikogo. Widzieliśmy dzisiaj wybrzeże tylko przez kilka krótkich chwil. Dotrzymujesz ładnie słowa!
— Cicho! — rozkazał kapitan za pośrednictwem tłumacza, który był zawsze wpobliżu. — Nie jesteś w Har-