— Co to znaczy? Dlaczego nas odwiązałeś? Muszę się dostać na pokład, muszę zabrać niewolnicę; ona jest moją własnością! A gdzież reszta?
— Tutaj.
Wagner wskazał don Fernanda i Mindrella, którzy stanęli obok niego. Tłumacz pośredniczył przy rozmowie. Nie miał pojęcia o tem, że zbiegowie znajdują się na pokładzie. Skoro to jednak spostrzegł, szepnął kapitanowi w najwyższem przerażeniu:
— Cóżeś uczynił, o panie? I sobie, i mnie zgotowałeś zgubę. Sułtan i gubernator zemszczą się straszliwie.
— Nie boję się ich zemsty.
— Ale ja bywam często w Zeyli i w Berberze.
— Więc przestaniesz bywać.
— Poniosę w takim razie wielkie straty.
— Może cię wynagrodzę.
— Mimo to, nie chcę w tej sprawie być tłumaczem.
— Nie jesteś potrzebny. Sam będę mówił.
Słowa te wypowiedział hrabia, który słyszał ostatnią rozmowę i podszedł bliżej do balustrady. Sułtan zobaczył go teraz zupełnie dokładnie i zawołał:
— Allah! To oni! Rozkazuję wam wziąć mnie zpowrotem na pokład.
— Ani nam to w głowie! — rzekł hrabia z uśmiechem.
— Więc zejdźcie do mnie. Rozkazuję!
— Zwariowałeś? Rozkazujesz? Jesteśmy wolnymi ludźmi.
— Jesteście łotrami! Gdzie moje pieniądze i skarby?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 45.djvu/19
Ta strona została skorygowana.
— 1263 —