Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 46.djvu/12

Ta strona została skorygowana.
—   1284   —

tylko troską, mianowicie, piękna jego córka Rozedilla nie miała zamiaru wyjść zamąż. Dawniej było mu tu zupełnie obojętne. Ale teraz, gdy się postarzał, myśl o tem, aby córka nie pozostała sama, bez opieki, nie dawała mu spokoju. Piękna blondynka miała dosyć adoratorów, żartowała i śmiała się ze wszystkimi, ale żadnego z nich nie odznaczała i nie faworyzowała. Miała już około trzydziestki. Była jeszcze ciągle ładna, rzecz dziwna z tego względu, że Meksykanki, jak wiadomo, przekwitają już w tym wieku; jej jasno blond włosy wskazywały na inne, może słowiańskie pochodzenie.
Pirnero właściciel wielkiego domu, posiadał ponadto poza murami fortu obszerne pastwiska, na których zatrudniał pewną ilość vaquerów. W jego jednopiętrowym domu mieściły się, oprócz oficyny, wielkie piwnice; piwnice słuzyły za składy, oficyna za sklep i szynk, na piętrze zaś mieszkał właściciel. —
Był letni dzień roku 1866. Od rzeki wiał ostry wiatr, postrach każdego myśliwca i pastucha; mimo to w szynku ani śladu gościa. Sennorowi Pirnero humor nie dopisywał. Stał przy oknie i w milczeniu patrzył na okolice, zasnutą gęstemi chmurami kurzu. Przy drugiem oknie siedziała Rezedilla; wyszywała czerwoną chustkę — podarunek dla jednej ze służących.
Stary zaczął palcami bębnić w szybę. Byt to niezawodny dowód złego humoru; ilekroć atak taki przychodził, spadał na Rozedillę grad wyrzutów, z których sobie jednak niewiele robiła. Bawiło ją to nawet, jak ojciec po różnych wstępach i dygresjach, wracał zawsze do sprawy małżeństwa.
— Straszny wicher — mruknął z niechęcią.