Gospodarz poczuł się znowu pobitym; mimo to ciągnął dalej:
— Ale ubranie się niszczy — ubranie.
— Można przecież włożyć stare.
Była to woda na młyn gospodarza. Odwrócił się w kierunku znienawidzonego gościa i rzekł:
— Tak, sennor odział się dosyć podle. Czy nie ma pan lepszego ubrania?
— Nie.
Słowo to zostało wypowiedziane z takim spokojem i obojętnością, że stary się oburzył. Meksykanin zwraca wielką uwagę na swój wygląd zewnętrzny. Ubiera się w stroje jaskrawe, malownicze; nosi chętnie lśniącą broń i przybiera konia w złote i srebrne ozdoby. A nasz nieznajomy? Nic podobnego Na ordynarnych butach nie miał nawet ostróg, mimo że specjalnością Meksykan są ostrogi olbrzymich rozmiarów.
— A dlaczego? — zapytał gospodarz.
— Bo za drogie dla mnie.
— Ach tak, — więc jesteście biedakiem?
— Tak — odparł zapytany obojętnie. Zauważywszy, że Rezedilla oblała się rumieńcem niechęci, posłał jej spojrzenie proszące, aby wybaczyła mu to słowo.
Gospodarz, nie zwracając uwagi na grę ich oczu, pytał dalej:
— Kim właściwie jesteście?
— Strzelcem.
— Strzelcem? I z tego żyjecie?
— Oczywiście.
Stary obrzucił przybysza pogardliwem spojrzeniem.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 46.djvu/18
Ta strona została skorygowana.
— 1290 —