Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 46.djvu/19

Ta strona została skorygowana.
—   1291   —

— W takim razie żal mi was bardzo — rzekł wyniośle. — Z czego teraz strzelec żyć może? Dawniej inne były czasy; byli śród strzelców ludzie, dla których człek musiał mieć szacunek. Czy słyszeliście kiedy o Niedźwiedziem Sercu?
— Tak; był to sławny Apacz.
— A o Bawolem Czole?
— Był królem wśród łowców, polujących na bawoły.
— A o Grzmiącej Strzale?
— Był to słynny Polak.
— To mój ziomek! — rzekł gospodarz z dumą. — Urodziłem się wprawdzie w Pirnie pod Dreznem, lecz rodzice moi to Polacy. Ale największy strzelec to Władca Skal, również Polak. — Czy słyszeliście kiedy Czarnym Gerardzie?
— Oczywiście. A cóż się z nim stało?
— Musi to być również wcielony szatan. Ugania się teraz tutaj dookoła granicy. Westman ten nazywa się Gerard i nosi podobno czarną brodę; stąd zowią go Czarnym Gerardem. Nie boi się nawet djabła. Strzał jego nigdy nie chybia; uderzenie noża trafia zawsze. Dawniej zapalczywie użerał się ze zbójami w Llano estacado (Karol May „Duch Llano Estacado“). Odkąd przybył, drogi zostały niemal oczyszczone z rozbójników. Mam mu bardzo wiele do zawdzięczenia, gdyż dawniej zbóje często rabowali mi towar. Taki człowiek byłby mi się... — opamiętał się i urwał, nie skończywszy słowa. Nie można przecież w obecności tego gościa wpadać na ulubiony temat. Po chwili mówił dalej:
— Chciałbym wiedzieć, jakiej narodowości jest ten człowiek. Może pochodzi z Polski? Mieszkańcy tego