Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 46.djvu/5

Ta strona została skorygowana.
—   1277   —

— Opisano mnie panu? Mnie? To być nie może.
— A jednak tak jest. I musiałbym bardzo się mylić. gdybym po pańskiej postaci nie poznał natychmiast doktora Zorskiego.
— Więc pan mnie zna naprawdę. Dziwna zagadka, Kto panu o tem mówił? Skąd pan przybywa?
— Wszystko, co wiem, zawdzięczam temu panu.
Wagner wskazał na hrabiego. Zorski przyglądał mu się uważnie. Po chwili rumieniec wystąpił na jego twarz; oczy dziwnie zajaśniały.
— Powiedział pan „temu panu“, ale chciał powiedzieć „temu sennorowi“, nieprawdaż? — zapytał.
Kapitan zdumiony potwierdził.
Zorski wyprostował się, odetchnął głęboko potężnymi piersiami i zawołał:
— Prosiłem pana, byś powiedział, skąd przybywacie, ale chce...
— Przybywamy z... — zaczął kapitan.
— Z Harraru — skończył Zorski.
— Tak, z Harraru. — odparł kapitan, jeszcze bardziej zdumiony, niż dotychczas.
— A to jest sennor don Fernando de Rodriganda y Sevilla — mówił dalej Zorski.
— Tak, to ja, — rzekł hrabia po hiszpańsku.
— Wielki Boże! Wyruszyłem na morze, aby pana ratować, a oto pan mnie ocala. Poznałem sennora po rysach twarzy; jest pan niezwykle podobny do don Manuela.
Zorski otworzył ramiona. Obydwaj nieznani sobie osobiście rozbitki, którzy tak wiele przecierpieli dla