okiennice były zamknięte, panowały w pokoju zupełne ciemności. Gerard nie obawiał się więc, że może go spostrzec kto przez okno.
Na trzech stołach rozłożone były mapy, plany, książki i rysunki. Myśliwiec prerji zajął się niemi szczegółowo.
Przeszukał wszystko. Musiał znaleźć coś ważnego, wyciągnął bowiem z szuflady kawałek papieru i zaczął notować i kopjować poszczególne zapiski. Odbywało się to w błyskawicznym pośpiechu — miał przecież na swe ważne zajęcie zaledwie godzinę czasu.
Położywszy wszystko na tem samem miejscu, co przedtem, schował do kieszeni notaty i odpisy.
Zgasił niepotrzebną już latarkę, w ciemności podszedł do drzwi, prowadzących na korytarz. I cicho je otworzył. Przez sień przechodził właśnie lokaj. Gerard zaczekał, aż lokaj go minął, potem wyszedł, zamknął pośpiesznie mieszkanie i wsunął się do drzwi komórki, która opuścił przed godziną.
Wszedłszy, niezauważony przez nikogo, zmienił ubranie. Zawsze, ilekroć tu bywał i ilekroć wchodził do mieszkania majora, przeodziewał się, aby na wypadek, gdyby go zauważono, ujść za służącego.
Zadowolony, że wszystko gładko poszło, zbliżył się do drzwi i zaczął nasłuchiwać. Major był widocznie na odchodnem, Gerard usłyszał bowiem następujące słowa:
— Jestem niepocieszony, że nie wolno mi dłużej pozostać.
— Ja również jestem wprost nieszczęśliwa, że muszę pana pożegnać, — odparła Emilja.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 47.djvu/13
Ta strona została skorygowana.
— 1313 —