zał na plecach obie ręce, w przekonaniu, że wystarczy to w zupełności.
Doświadczony myśliwiec prerji umie wykorzystać każdą okoliczność. Gdy Gerardowi krępowano paskiem ręce, nie ścisnął ich mocno, przeciwnie, trzymał rozstawione, tak, że więzy nie domykały się szczelnie. Ponadto żołnierze, chcąc mieć pewność, iż nie ujdzie, przepasali Gerarda nietylko przez piersi i górną część ramion, ale i pod ramionami, tak, że trapperowi nie było trudno rękami poruszyć. Musiał wstać z ziemi i poczuł, że wytężonym ruchem uda mu się wyrwać z za pasa prawe ramię. Wtedy oczywiście uwolniłby i lewe.
— Kim jesteś? — zapytał komendant.
— Vaquero — odparł.
— Nie wyglądasz na vaquera. Skąd pochodzisz?
— Z Aldamy.
Aldama leży o kilka godzin drogi od Chihuahua.
— Czego szukałeś w mieście?
— Chciałem odwiedzić narzeczoną.
— Dlaczego nie wybrałeś normalnej drogi?
— Czy nie chodziłeś nigdy tajnem przejściem do swej dziewczyny?
— Łotrze, nie mów mi ty, inaczej poczęstuje cię kolbą.
— Mówię do każdego tak, jak on do mnie przemawia.
— Ale ja jestem żołnierzem cesarza! Mówisz świetnym paryskim akcentem — gdzieś się n uczył?
— To bardzo proste. Jestem paryżaninem.
— Paryżanin vaquerem w Aldamie? To mi się wy-
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 47.djvu/19
Ta strona została skorygowana.
— 1319 —