złotą, pokryta ołowiem. Podobno zadaje nią śmiertelne uderzenia, gdyż jest bardzo ciężka. Czy odebraliście mu broń?
— Tak, oto ona, — odparł sierżant.
— Weźcie nóż. Ołów jest miękki. Zobaczcie, czy pod nim złoto.
Gerard poczuł, że jest zdemaskowany, bowiem to, co opowiadano o strzelbie, było prawdą. Kolba służyła mu nietylko za broń, lecz i za coś w rodzaju portmonetki. Gdy potrzebował nagle i niepostrzeżenie pieniędzy, wystarczyło naciąć kolbę, aby płacić szczerem złotem.
— Do djabła, więc dlatego strzelba była taka ciężka! — rzekł sierżant.
Po tych słowach wyciągnął nóż i odkroił nieco ołowiu. Pokazało się pod nim szczere złoto.
— To złoto, czyste złoto! — zawołał podoficer.
— W takim razie to on! — rzekł porucznik ucieszony. — Pójdę sam do dowódcy, aby mu złożyć ten ważny meldunek.
Odszedł. Pozostali zaczęli przyglądać się jeńcowi z przestrachem. W wartowni panowała zupełna cisza. Nawet markietanka umilkła. Wiadomość, że były jej kochanek został sławnym, budzącym postrach pogromcą zbójów leśnych, odebrała jej mowę.
Porucznik pośpieszył do dowódcy W salonie zebrało się sporo panów i pań. Panie były wyłącznie Meksykankami, a panowie Meksykanami, lub oficerami francuskimi.
Wśród Meksykan może niejedno serce biło dla Juareza i dyszało nienawiścią do obcych najeźdźców.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 47.djvu/24
Ta strona została skorygowana.
— 1324 —