Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 49.djvu/2

Ta strona została skorygowana.
—   1358   —

— W góry.
— Do djabła! Uważajcie — podobno pełno tam czerwonych.
— To mnie nic nie obchodzi.
— Nie bądźcie lekkomyśini, sennor. Gdy na was napadną, będziecie inaczej śpiewać. Ale jeżeli mimo to ryzykujecie, miałbym do was prośbę. Czy znacie Czarnego Gerarda?
— Mówią o nim wiele.
— Postarajcie się dowiedzieć, gdzie przebywa, jeżeli go przypadkiem spotkacie, powiedzcie mu, że jest tu ktoś, kto na niego czeka.
— A gdy zapyta kto taki?
— Powiedzcie, że to mały André.
— Do licha! Wyście tym małym André?
— Tak. Właściwie nazywam się Andrzej Starzyński. Francuscy strzelcy zrobili Andrzeja — André, a ponieważ nie jestem olbrzymem. Nazywają mnie małym Adré. To mój przydomek z sawany.
— Znam go; wiem, że jesteście dzielnym strzelcem. Zresztą od biedy możemy mówić po polsku.
— Czy rozumiecie po polsku?
— Trochę, chociaż jestem Francuzem.
— Wasze nazwisko?
— Mason.
Gospodarz przysłuchiwał się rozmowie w milczeniu. Po chwili rzekł:
— Jakto? Rozumiecie po polsku?
— Tak.
— W takim razie nie jesteście tak niepokaźną figurą, jak przypuszczałem.