— Owszem, Juareza.
— A w Guadelupie?
— Niejakiego Pirnera
— Znam go dobrze To Polak, choć pochodzi z Pirny w Saksonji. A Juareza nie zastanie pan już w Paso del Norte.
— Gdzie jest?
— Tu, w lasach górskich, albo w prerji.
Zorski przenikliwie spojrzał na Małego André.
— Zna pan to miejsce dokładnie, tylko chce je pan przede mną ukryć.
— Przecież nie znam pana jeszcze!
— Nazywam się Zorski
— Zorski? — rzekł Mary André po namyśle. — Mam wrażenie, ze słyszałem już kiedyś to nazwisko. Ach tak! Wspominała mi o niem sennorita Rezedilla. Jakiś Zorski był przed laty w hacjendzie del Erina, później znikł gdzieś.
— Właśnie jestem tym człowiekiem.
Mały otworzy szeroko usta i przyglądał się Zorskiemu ze zdumieniem.
— Pan jest tym człowiekiem? Niepodobieństwo!
— Dlaczego?
— Jest pan takim razie strzelcem, którego wszyscy westmani i czerwonoskórzy nazywają Władcą Skał.
— Matava-se? Ja nim jestem.
— Ależ pan zginął! — zawołał mały.
— To prawda. Lecz znalazłem się.
— To nie do wiary! Czy wie pan, z kim pan zginał?
— Oczywiście. Jakżebym tego nie wiedział?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 50.djvu/16
Ta strona została skorygowana.
— 1400 —