Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 50.djvu/28

Ta strona została skorygowana.
—   1412   —

— W takim razie poinformuję was o tem.
— Nie trudźcie się; to wam nic nie pomoże. Nie przychodzę tu poto, byście mnie szpiegowali. Jeżeli będę chciał dowiedzieć się o czemś, będę sam pytał. Nalejcie mi lepiej jeszcze szklaneczkę!
Gospodarz z pokorą spełnił prośbę; stawiając szklankę na stole, rzekł:
— Czy zostajecie u mnie przez dzień dzisiejszy i przez noc? Chyba o to wolno mi zapytać?
— Jeszcze się namyślę. Czy będę tu u was bezpieczny?
— Przed kim?
— Naprzykład przed Indjanami.
— Najzupełniej.
— A przed Meksykanami?
— Również. Sami jesteśmy Meksykanami.
— A Francuzi?
— Ach, sennor, czy jesteście również ich wrogiem i przeciwnikiem?
— Djabli wam do tego! Czy nie wiecie, gdzie właściwie przebywa Juarez?
— Mam wrażenie, że w Paso del Norte.
— Macie tylko wrażenie? Nie jesteście pewni?
— Pewny nie jestem.
— Jak daleko stąd do Paso del Norte?
— Trzeba jechać konno coś około sześćdziesięciu godzin. Chcecie się tam udać?
— Być może.
— Ach, sennor! Jedzie pan więc z tajemną misją do prezydenta?
Pffttf!