Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 50.djvu/8

Wystąpił problem z korektą tej strony.
—   1392   —

— Tak jest. Ponadto dowiedziałem się, że wysłannik angielski jest w drodze do Juareza. Podobno wiezie dla niego broń, amunicję i pieniądze. Muszę czatować, aby mu wszystko odebrać. Gdy będę miał broń, amunicję i pieniądze, Juarez mnie przyjmie z otwartemi rękami.
— Ale gdy się dowie, że masz to, co właściwie było przeznaczone dla niego, — co wtedy?
— Któż mu to powie? Ja z pewnością nie. A tylko ja wiem o tem.
— Gdzie się znajduje angielski wysłannik?
— Wsiądzie na okręt w El Refiugio i popłynie górnym[1] biegiem Rio Grande. Wtedy go napadnę. Zgadnij, kto to jest?
— Nie potrafię. Powiedz sam!
— Sir Lindsay.
Józefa zerwała się z miejsca z okrzykiem:
— Lindsay? Ten sam, naprawdę ten sam?
— Tak. Ten sam, ktoremu zrabowaliśmy miljony.
— Ten sam, który uwolnił Juareza z rąk Pantery?
— Tak — rzekł Cortejo z rozpromienioną twarzą.
— Jakiż szczęśliwy przypadek! A więc mam się udać do Rio Grande?
— Nie, Józefo; zostaniesz w hacjendzie del Erina.
— Czy Arbellez zatrzyma mnie u siebie?
Cortejo wybuchnął ostrym, pogardliwym śmiechem.
— Będzie musiał. Czy sądzisz, że mu pozostawię hacjendę?
— Jest przecież właścicielem.

— Chwilowo. Zrobię z hacjendy punkt operacyjny

  1. Przypis własny Wikiźródeł uzupełnione na podstawie Rapir i tomahawk str. 44.