Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 52.djvu/14

Ta strona została skorygowana.
—   1454   —

— W knajpach i sklepach bywa zwykle najwięcej gotówki.
— To prawda! Musimy się rozejrzeć za takim sklepem, o ile we forcie jest wogóle jakiś sklep.
— Wykluczone, by nie było.
— O ile słyszałem, Hiszpanie nazywają dom, który jest równocześnie gospodą i sklepem, venta.
— Szukajmy więc napisu venta.
Żołnierz miał rację. Nad drzwiami gospody dzielnego sennora Pirnera, który zgodził się, aby Sępi-Dziób walczył zamiast niego, widniał napis: VENTA.
Ponieważ dom był piętrowy i wysoki, można było ze strychu obserwować pole bitwy.
Dlatego też udał się tam hrabia Fernando wraz z Emmą, Karją i Rezedillą. Pirnero siedział na dole, jak zwykle, przy oknie, i patrzył na ulicę, zatykając sobie uszy palcami. Każdy strzał działał nań, jak uderzenie pioruna. Wzywał wszystkich do walki, sam się uważał za uosobienie bohaterstwa, ale nie chciał trwonić skarbów swego ducha rycerskiego.
Po niejakimś czasie znudziła mu się samotność. Postanowił zawołać Rezedillę, okazało się to jednak niepotrzebne, gdyż właśnie wszedł stary-vaquero Anselmo, który z niezwykłą odwagą brał udział w początku bitwy. — Anselmo chciał się udać do kuchni, lecz Pirnero zatrzymał go.
— Zostańcie tutaj — rzekł. — Przybywacie z pola walki?
— Z pola walki? — zapytał pastuch. — Przecież to tylko potyczka; to jedynie przygrywka do tego, co się kiedyś rozegra.