Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 52.djvu/2

Ta strona została skorygowana.
—   1442   —

Bystry obserwator mógł zauważyć ciemną linje, posuwającą się zwolna od lewej ku prawej stronie.
— To Apacze — rzekł Zorski.
— Otoczą wrogów półkolem.
— Zużyją na to przynajmniej kwadrans czasu, jeżeli nie chcą, aby nieprzyjaciel dojrzał ich zbyt wcześnie.
— Francuzi ich nie zobaczą; stoją zbyt głęboko — rzekł Gerard. — Zdaje mi się, że powzięli jakąś decyzję.
— Chcą atakować znowu — wtrącił Mariano, stojący obok.
Miał rację. Francuzi zsiedli z koni, odprowadzili je wtył, zatknęli bagnety na karabinach. Utworzyli półkole, chcąc zaatakować fort od strony rzeki. Zorski rozkazał dwom mieszkańcom fortu, aby obserwowali brzeg i dali znać gdyby nieprzyjaciel chciał stamtąd ruszyć na fortecę
Zbliżył się oficer na koniu. Na końcu pałasza powiewała biel chustki. Zatrzymał się na odległości strzału. Był to komendant.
— To sam major — rzekł Gerard na jego widok.
— Znacie go? — zapytał Zorski.
— Tak jest. Pozwolicie, abym z nim pomówił?
— Owszem.
— Zejdę do niego.
— To niebezpieczne.
— Wcale nie. Pozostaję przecież pod ochroną waszych karabinów.
— Idźcie w takim razie.
Zorski polecił otworzyć bramę. Gerard wzią