— Pan jest chyba wszechwiedzący?
— O nie; tylko bardzo uważny.
— Któż to jest ta Rezedilla? — zapytał Juarez, zaciekawiony.
— To córka gospodarza.
— Ach tak! Kocha ja?
— Mocno i szczerze — odparł Zorski. — Popatrzcie na niego, sennor!
Potężny strzelec, były garrotteur, leżał jak woskowa figura. Wydałoby się, że w żyłach jego nie płynie ani jedna kropla krwi.
Juarez załamał ręce; w oczach zalśniły łzy. Podał Zorskiemu rękę i szepnął:
— Będziecie naprawdę wielkim człowiekiem, jeżeli uda wam się go uratować. Zaskarbicie sobie mą dozgonną wdzięczność. Teraz odchodzę; nie chcę przeszkadzać.
Na korytarzu czekał Pirnero, aby dać Juarezowi inny pokój.
Gdy tam weszli, prezydent zapytał oberżystę:
— Macie rodzinę?
— Córkę.
— Ile macie lat?
— Hm. Tego nie wiem dokładnie. Trochę więcej aniżeli czterdzieści, może nawet już pięćdziesiąt, lub sześćdziesiąt; w każdym razie nie o wiele więcej.
— Cóż się stanie z gospodą i sklepem po waszej śmierci?
— Odziedziczy wszystko Rezedilla.
— Da sobie radę z całem przedsiębiorstwem?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 53.djvu/16
Ta strona została skorygowana.
— 1484 —