— Więc dobrze! Oświadczam, że ogłoszenia tego manifestu będzie dla was, Najjaśniejszy Panie, wydaniem na siebie samego wyroku śmierci.
Krew spłynęła z policzków cesarza. Generał miał wrażenie, że się gwałtownie przestraszył. Ochłonąwszy nieco, Maksymiljan rzekł po chwili:
— Wyrok śmierci? Jak łatwo mówi pan o rzeczach niemożliwych, a równocześnie potwornych!
— Tak jest, Najjaśniejszy Panie. Mam nadzieję, że Najjaśniejszy Pan przyzna, iż prawdziwy Meksykanin jest prawym właścicielem swej ziemi,...
— Przyznaję — rzekł cesarz.
— ...musi więc mieć prawo — ciągnął generał — bronienia tej ziemi przed obcą, niesprawiedliwą okupacją.
— Okupacją? Niesprawiedliwą? Mam wrażenie, że to słowa zbyt mocne.
— Mówię teraz językiem republikanina. Niech Najjaśniejszy Pan spróbuje wejrzeć w sytuację tych ludzi! Powiadają: — Kraj należy do nas, czegóż więc chcą Francuzi? Chcą pieniędzy, bogactw naszej ziemi; chcą nam zabrać żony i córki. Są więc rozbójnikami. — Cóż dają wzamian? Cesarza! — Pocóż nam cesarz, nie potrzebujemy go, mamy prezydenta. — Napoleon boi się swego ludu, musi więc zaprzątnąć czemś umysły malkotentów. Postanowił nakarmić fantazję poddanych wielkiem widowiskiem wojennem. Aranżuje wojnę w Meksyku za pośrednictwem cesarza Maksymiljana. Pochlebia to Francuzom, dodaje sławie nowego blasku. Dla fantazji Napoleona Meksyk ocieka krwią, cierpi męki, niszczeje.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 56.djvu/20
Ta strona została skorygowana.
— 1572 —