Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 60.djvu/11

Ta strona została skorygowana.
—   1675   —

konie i wszyscy zasiedli przy ognisku. Meksykanin zwrócił się do Helmera:
— Jeszcze kilka pytań, sennor. Jesteście strzelcem?
— Tak.
— Gdzie polujecie? Skąd przybywacie?
— Poluję wszędzie. Zwierzyny szuka się tam, gdzie ją można znaleźć, nieprawdaż?
— Ale skąd pochodzicie? Gdzieżeście się urodzili?
— Jestem Polakiem; nazywam się Helmer.
— A wasz towarzysz?
— To Francuz nazwiskiem Lautreville.
— Skąd przybywacie?
— Jedziemy z nad Rio Grande.
— Dokąd zdążacie?
— Musicie to wiedzieć? Dobrze, nie poskąpię wam tej wiadomości. Ale, nie jesteście przypadkiem ludźmi Juareza?
— Skądże znowu? Nie służymy żadnemu Indianinowi.
— To dobrze. Towarzysz mój jest Francuzem i tęskni za rodakami. Ja zaś mam dawne porachunki z Juarezem, postanowiliśmy więc udać się do Meksyku i zastanowić się. w jaki sposób zalać Juarezowi sadła za skórę.
— Słowem, chcielibyście się zwerbować?
— Coś w tym rodzaju.
— Dlaczegóżto zamierzacie służyć Francuzom?
— Bo to rodacy mego towarzysza.