— A więc wie pan na pewno, że pokonał Francuzów?
— Na pewno, gdyż sam brałem udział w walce.
— Czy Juarez osobiście dowodził?
— Właściwie tak, aczkolwiek nie brał osobiście udziału w bitwie. Najwięcej zdziałali, przynajmniej z początku, Czarny Gerard, który miał bronić fortu, i Niedźwiedzie Oko, wódz Apaczów.
Sępi Dziób wypowiedział te słowa, mocno akcentując imię Indjanina. Lindsey podniósł głowę:
— Niedźwiedzie Oko? Co za podobieństwo!
— Z Niedźwiedzim Sercem, nieprawdaż? zapytał myśliwy.
— No, tak — odparł Lindsey. — Czy znał pan tego Indianina?
— Dawniej nie znałem, ale teraz to i owszem — mruknął trapper obojętnym tonem.
— Co pan powiada! Zna pan wodza, imieniem Niedźwiedzie Serce? Gdzie go pan spotkał?
— Koło fortu Guadelupy.
— To przypadek. Wielu Indian przybiera imiona zwierząt. Zapewne kto inny przyswoił sobie to imię.
— O nie! Indianin nie przyswaja sobie imienia, należącego do kogo innego.
— A jeżeli ten ktoś należy do innego plemienia?
— Tym bardziej nie.
— Z jakiego plemienia pochodzi pański Niedźwiedzie Serce?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 60.djvu/23
Ta strona została skorygowana.
— 1687 —